Fałszywa religijność To jest oczywista sprawa, że poszczególne grzechy owo wołanie pozbawiają radości i właściwego ukierunkowania. Tym, co oprócz grzechów ograbia nas z owej radości, jest fałszywa religijność. Gdy czytamy Ewangelię, widzimy, że Jezus właśnie w fałszywej religijności dostrzega największe zdławienie i najstraszniejszy knebel dla serca i ciała wołających do Boga. Fałszywa religijność stawia tamę temu niepowstrzymanemu strumieniowi pasji pragnienia Boga, które jest w nas wpisane. Gdy Chrystus powiada: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie, nie przeszkadzajcie im” (Łk 18,16), sens Jego słów jest taki: One chcą przyjść, ale wasze podejście do Boga i narzucany sposób myślenia o Nim, powstrzymują je od spontanicznego spotkania ze Mną. W innym miejscu Syn Boży mówi: „Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli” (Łk 11,52).
Całe zderzenie z faryzeizmem, z uczonymi w Prawie, dotyczy głównie tego właśnie tematu. Takiej wizji religijności, obrazu Boga, który powoduje zahamowania w łaknieniu, w głodzie spotkania z Nim i w szczęściu, jakie to spotkanie daje. To, co z założenia miało być szczęściodajną relacją, staje się jakąś udręką. Wygnani z własnego serca i ciała Religijność, z którą walczył Pan Jezus, wyprowadza człowieka poza jego własne serce, poza jego własne ciało. Poza całe bogactwo, które pochodząc od Boga, jest zarazem strumieniem szukającym ujścia w Nim samym. Religia wyprowadzająca człowieka poza niego samego, poza bogactwo, które on w sobie nosi – każąc je przekreślać lub deprecjonować – jest niszcząca. Jest to na dodatek taki rodzaj religii, która odcina nas od relacji z Bogiem i innymi ludźmi. Taka religia przypomina zator w krwiobiegu. Potrójny zator w krwiobiegu życia, które chce się rozwijać w pełni w Bogu: na żyle relacji do samego siebie, odkrycia własnego bogactwa człowieczeństwa; na drugiej żyle relacji do innych ludzi i relacji do Boga jako Ojca. Ten rodzaj religijności, z którą walczył
Jezus, zamyka człowieka w ciasnym świecie, gdzie kręci się on wokół własnego zalęknionego „ja”. Zalęknionego albo pełnego pychy, albo też bardzo zagubionego. Jak dochodzi do tego uwięzienia? Co sprawia, że do więzienia można zostać wepchniętym, i to właśnie przez pewien obraz Boga, przez pewien typ religijności? Otóż ten rodzaj religijności każe nie myśleć, nie pragnąć i nie czuć. Co w zamian? „Dopasuj się!”. Dopasuj się do takiej formy, w której już wszystko jest zawarte. To jest religijność przepisów prawa. Skup się na tym, żeby wypełnić wszystkie przepisy – tym się zajmij, nieważne jest, co ty myślisz, to zostaw, to jest niebezpieczne. Nie myśl za dużo. Wypełniaj! Nie pragnij – to jest niebezpieczne, raczej dopasuj się do tego, czego oczekują inni; inni wiedzą lepiej. Pan Bóg posługuje się wyłącznie innymi. Nie czuj, odetnij się od swoich uczuć, one są niebezpieczne. Skup się na tym, abyś wypełnił wszystko, co masz wypełnić. To jest ta oferta, która przygniata ciężkimi głazami całe bogactwo życia, w którym Bóg się manifestuje. Bóg-prawda, Bóg-wolność, Bóg, który jest wspólnotą miłości – żywą i pasjonującą. Religijność typu: „wysłuchaj, co mają ci inni do powiedzenia i zrób to” wychowuje do postawy bierności. Po pierwsze, przestajemy mówić to,
co myślimy. Człowiek nie mówi tego, co myśli, nie mówi tego, co czuje nie tylko innym, ale też sobie. Potem nie mówi tego, czego pragnie. Jezus przytacza scenę z Ewangelii, gdy ojciec prosi dwóch synów: „idźcie pracować w mojej winnicy!”. Jeden odpowiedział potulnie: „dobrze”, ale nie wyszedł, drugi – „nie chcę!”, ale poszedł (por. Mt 21, 28nn). Czy to jest bunt? Czy to jest zatwardziałość serca? Nie, gdyż ciąg dalszy tej Ewangelii pokazuje, że to typowa reakcja emocjonalna – nie chcę! Czy dajemy sobie prawo, aby mówić sobie – w środku – „nie chcę”? Czy zakłamujemy to i mówimy: „och, jak to cudownie”? Np.: „uwielbiam moją rodzinę, wspólnotę zakonną, pracę!…” itd. Może być tak, że w danym momencie moje uczucia mówią: „Nie chcę tego wszystkiego. Mam w nosie poświęcanie się, bycie dla innych, cnoty i piękne życie! Chętnie bym to wszystko rzucił i oddał się rozpuście, nieodpowiedzialności. Bez sensu, po co z tym wszystkim się babrać?”. Posłuchanie swoich uczuć, tak czasami różnych, zawsze otwiera na jakąś prawdę. Być może to Bóg właśnie przemawia, wydobywając nas z rutyny? Gdy człowiek nie mówi, co myśli, to potem nie myśli o tym, co mówi, bo wszystko staje się mechaniczne i zimne. Jeśli zaś człowiek nie mówi tego, co czuje, to potem nie czuje zupełnie tego, co mówi. Jeśli nie mówi o tym, czego pragnie, to potem już nie pragnie
tego, o czym mówi. Te słowa przestają mieć siłę inspirującą, pobudzającą. Do czego prowadzi koncentracja na przepisach prawa, na wymaganiach tradycji bez myślenia? Czemu to służy? – zamyka nas w więzieniu. Więzienne udręki Wejście do tego więzienia skazuje nas na szereg różnych cierpień. Może rodzić poczucie winy – to jest pierwsze cierpienie, pierwsza udręka, bardzo uciążliwa. Poczucie winy, że za mało się dopasowałem do jakiegoś ideału, że nie wypełniam wszystkiego jak należy. To może idealnie współgrać z czyimś perfekcjonizmem, powiększając cierpienie. Może rodzić też coś przeciwnego – pychę. Poczucie idealnego „dopasowania” ilustruje scena z Ewangelii, w której faryzeusz mówi: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie...” (Łk 18, 11). Można tu dodać szereg określeń, które tam nie padają, ale pojawiają się w innych miejscach: „jak ten motłoch, który nie zna prawa” (J 7, 49), który go nie wypełnia, ci wszyscy nieczyści. Ja daję jałmużnę, poszczę – dziękuję Ci. Tu się pojawia słowo „dziękuję” – słowo w Biblii bardzo rzadkie. Religijny żyd w zasadzie nie dziękował Bogu, tylko
Go uwielbiał. Uwielbienie rozumiano jako głęboko teologiczne spojrzenie na działającego Boga, dzięki którego miłości we mnie obfitujeżycie.Iwłaśnieprzez ten obfitującydarchcęBogauwielbić. Inną postawą, która może rodzić cierpienie jest dwulicowość. Muszę ukrywać to, co się jeszcze we mnie nie dopasowało, co pozostaje jeszcze poza obowiązującą formą. Muszę to przykryć, bo gdy inni zobaczą, w jakim stopniu brak mi doskonałości – jestem zgubiony. Tak rodzi się obłuda, która zawsze podszyta jest lękiem. Myśmy przywykli myśleć o dwulicowości w kategoriach czegoś obrzydliwego, cynicznego, ale ja jestem przekonany, że jest w niej więcej lęku niż cynizmu. Fasadowość to inne określenie owego stanu. Oznacza ona rozwarstwienie w człowieku: z zewnątrz jest inny niż w środku. Ten rodzaj postawy obrazuje następujący przykład: Rząd belgijski wydał polecenie, aby podczas wykonywania gruntownego remontu starych kamienic nie burzyć ich fasad. Jest więc wiele kamienic w trakcie przebudowy. Obecne tam specjalne urządzenia podtrzymują frontowe elewacje tych budynków (dosłownie – warstwę cegieł i jakieś ornamenty), a w środku kamienicę wyburza się do samych fundamentów. Następnie wznosi się całkiem nowy budynek, do którego jest przyklejona „stara” fasada.
Może też rodzić się inny rodzaj cierpienia, gdy już człowiek ma dosyć tego ciągłego dopasowy-wania się do wzorca. Bo przecież tak się nie da żyć! Jezus powiedział: „Wkładacie ludziom ciężary nie do uniesienia” (Łk 11, 46). No to wreszcie ktoś mówi: „Już nie mogę! Nie zniosę tego dłużej, już nie mogę tak żyć!”. Wtedy wylewa dziecko z kąpielą i zaczyna błąkać się z dala od Boga. Człowiek, który z desperacją odrzuca religię, nie umie, przynajmniej na początku, dostrzec, że to, czym żył dotychczas, nie było spotkaniem z Bogiem, tylko dziwną religijnością. Rodzi to w nim ogromne cierpienie, bo tak się żyć nie da: bez celu i sensu, w samych granicach doczesności. Zauważmy, że Jezus stara się wytrwale, na różne sposoby, często z gniewem, uzmysłowić przedstawicielom Prawa, strażnikom tradycji i przepisów (które trzeba wypełnić i basta!), ważną rzecz. Mianowicie, że za tymi tradycjami i przepisami kryje się coś bardzo bezdusznego, coś wymyślonego i chorego. Zebrali się u Niego faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie obmytymi rękami. Faryzeusze bowiem, i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I [gdy wrócą] z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych
[zwyczajów], które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”. Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, [dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie]”. I mówił do nich: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: Czcij ojca swego i matkę swoją oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie. A wy mówicie: „Jeśli kto powie ojcu lub matce: «Korban», to znaczy darem [złożonym w ofierze]jestto,cobyodemniemiałobyćwsparciem dla ciebie” – to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”. (Mk 7, 1-13) Mistrz obnaża W tych różnych interwencjach Jezusa, w zderzeniu z uczonymi w prawie i faryzeuszami, cały czas wybrzmiewa wołanie: pomyślcie, ludzie! Szabat jest takim momentem, który często powraca w konfrontacji z uczonymi w Prawie i faryzeuszami.